I am on fire czyli sztuka rozpalania stosów.
W powszechnej świadomości koniec związku to koniec przemocy. Zakończenie „rodzinnego konfliktu”, jak niektórzy to nazywają – swoją drogą, czy może być większa aberracja? – to zatrzymanie zła. Tak sądzi większość a przecież ja to wiem i pani to wie, że separacja jest otwarciem bram do innych piekieł. Do miejsca, gdzie cokolwiek nie powiesz i nie zrobisz, zostaniesz uznana za zafiksowaną, nie umiejącą pogodzić się z zakończeniem relacji, mściwą lub, najlepszym razie, niezrównoważoną żonę.
Fazy przemocy poseparacyjnej mają swój stały scenariusz, choć słowo „fazy” wydaje się być, w tym przypadku, określeniem nazbyt technicznym. Inwencja, kreatywność, fantazja, zmyślność czy koncept – sky narcystycznej mendy, w tej konkretnej sprawie – has no limit.
Płonący stos bez przychylnej widowni jest daremny, niczym huczna premiera bez widzów.
Widownia ma nie tylko podziwiać płomienie, klaskać i tańczyć na zgliszczach, ona ma za zadanie dorzucać drew.
Oto zatem punkt pierwszy – abyś spłonęła, trzeba pozbawić cię wiarygodności, bo twoja wiarygodność to realny, najniebezpieczniejszy wróg. Jeśli ludzie ci uwierzą, kombinuje narcystyczny chujek, plan zdechnie niczym tlący się na wietrze mokry pakuł.
Przebiera więc kopytkami, chodzi po znajomych, odwiedza rodzinę, wydzwania do twoich szefów, jest niczym stara chabeta sprzedawcy opału, niezmordowana, upocona, zawsze w drodze.
Od jednego domu do drugiego, od jednego ucha do drugiego, opowiada wyssane z brudnego kopyta opowieści, skarży się, biadoli, chlipie, smarka w cudze mankiety, boję się jej, kwili, bo to potwór nie kobieta, nie wiecie do czego jest zdolna, i pokazuje każdemu wyimaginowane ałka.
Wielka jest siła współczucia, i wielka jest moc empatii. Rozpala ogniem cudze dusze. Płonie miłosierdziem a umiejętnie podsycana – który chujek to sobie daruje? – zamienia się w gorący gniew. Wystarczy podrzucić w ogień drewienka krzywdy, dołożyć suchych szczapek strachu, podlać ukradkiem benzyną smutku, by potem grzać się przy ognisku, snuć opowieści i sycić się ciepłem czerwonych serc.
Chujek wie, jak przepastne są pokłady kobiecych współczuć. On wie, jakże łatwo wzbudzić w innych kobietach ten jedyny w swym rodzaju afekt, pomieszanie opiekuńczości i zawistnej satysfakcji, jak uwieść swym bólem, zatruć rozum kolejną łzą i kolejnym smarkiem. To one zostaną orędowniczkami jego cierpienia, to je trzeba pozyskać, grając walczyka na ich delikatnych strunkach – strunkach nudy, zazdrości, głodu świeżego mięsa, naiwnego dobra, lub prostackiej głupoty.
Jest reżyser, jest widownia oraz napisane przez niego kwestie, musi być i płomień. Drugi punkt to atak. Świat już wie, że atak chujka jest sprawiedliwy, więcej, jest konieczny i pozbawiony złych intencji. W istocie, świat chujowy atak odbiera jako dziejową sprawiedliwość i słuszną obronę. Świat, niesiony świętym oburzeniem, ataków się domaga, popiera je i im przyklaskuje. Świat donosi kłody na stos i upojony moralnym fermentem porykuje: odebrać jej dzieci, odebrać jej dom, pracę, wygnać albo nie, lepiej spalić!
W tym dramacie on ma być jedyną ofiarą.
Punkt trzeci to stos. Odbiera ci dzieci, dom, pracę, miejsce do życia i dobre imię.
Porzuć wszelką nadzieję, on nie spocznie, dopóki nie dokona totalnego zniszczenia.
Dopóki wiatr nie rozwieje twych kości i resztek popiołu, ciągle stanowisz zagrożenie.
Dopóki nie odtańczy na zgliszczach dopóty nie w osiągnie spokoju, nie odetchnie, nie zaśnie. Twój koniec, twoje unicestwienie to jego życie. W bonusie ma wzniosłe poczucie chwały, bohaterstwa, prawiedliwości, otulone w miękki i bezpieczny kocyk powszechnego współczucia.
Dlaczego, pytasz osłupiała. Czym, zastanawiasz się, zasłużyłam?
Ano, zajrzałaś, kobieto, do jego duszy. Poczułaś smród zgniłego sumienia. Zobaczyłaś zimną pustkę w miejscu, gdzie inni mają serca. Dostrzegłaś tę zdegenerowaną łatwość, wręcz przyjemność, z jaką kłamie, manipuluje, krzywdzi i zdradza. Dojrzałaś radość, jaką mu to sprawia, byłaś świadkiem opadającej jak rdza pozłoty, kruszenia się, sypania wizerunku, upadku ulepionej z patyków i łajna dętej potęgi.
W jego świecie, w świecie teatralnych póz, wymuskanych gestów, pozorów i koron z tombakowego złota, w świecie gdzie „jestem bogiem i co mi zrobicie?” jesteś świadkiem prawdy. Oto powód i zbrodnia. Tylko tyle i aż tyle.
Jest grzech – jest i inkwizycja.
Im więcej twego milczenia, tym wyższy snop ognia i tym lepsza zabawa. Twoje słowa, mówienie o tym co dzieje się w domu, szukanie wsparcia, dzielenie się z innymi własną historią, zbieranie dowodów, ujawnianie prawdy jest dla niego deszczem, burzą, nawałnicą.
A w deszczu i w burzy stosy nie płoną.