Kategorie
Felietony

Okruszeczki dla mojej dziewczyneczki.

Okruszeczki dla mojej dziewczyneczki.

Najsilniejszy motywator na świecie? Przerywane wzmocnienie – must have w każdej narcystycznej relacji. To nic innego, jak zabawa w ciepło/zimno, nic bowiem tak nie przywiązuje ofiary ze sprawcą, jak dozowane na przemian dobro i zło; nic nie daje takiej nadziei na piękny dzień, jak po burzy słonko.
W latach osiemdziesiątych Dutton i Painter opracowali teorię traumatycznej więzi – inaczej „trauma bonding”.
Traumatyczna więź zaczyna się wtedy, gdy pojawia się w tobie obawa przed utratą związku. Kiedy odczujesz nagle nieokreślony lęk, że to zniknie – cudowna i magiczna miłość którą, podczas love bombingu, on rozpostarł przed tobą jak anielskie białe skrzydła.
Prosty a zarazem perwersyjny sposób: wszystko dobrze, super, szczęście, plany, troska, no po prostu w pytkę a tu nagle, nie wiadomo skąd i jak, słyszysz cichy trzask. Żadne tam ryki, groźby czy inne furiaty, o nie, raczej takie „pyk” – mała rzecz, mały szantażyk, cichy dzień, zniknięcie bez słowa na kilka godzin, nieodebrane połączenia, „nie wiem, czy nadaję się do związków” czy „muszę odpocząć” wypowiedziane mimochodem podczas przełykania jajecznicy – i oto zaczyna się, jak nazywają to Dutton i Painter, zmiana manipulacyjna.
Przypadek? Jego wewnętrzne dylematy? Lęk przed bliskością? Ach, nie nie, absolutnie nie. To przemyślana strategia, której konsekwencje czujesz do dziś.
Sytuacje, które wzbudzają obawy i niepokój – takie które trudno ubrać słowa bo przecież jest nam super razem, czyż nie? – mają zaburzyć twoje poczucie równowagi i szczęścia.
Na razie to tylko cichutkie pyk ale jakże istotne dla tworzenia traumatycznego uwiązania.
Pyk będzie miało ciąg dalszy: kolejne cichutkie pykania, które mają zmusić cię do podporządkowania, uległości i nieustannych, coraz bardziej desperackich starań o związek, by w nagrodę wróciła miłość.
Pykanie ma zasiać w tobie niepewność, potrzebę działania, poczucie ulotności relacji, aż do strachu przed jej zakończeniem. Ma wzbudzić ulgę i wdzięczność, kiedy znów jest cudownie, bezpiecznie i miło.
Wmawia się nam, że ulegamy manipulacyjnej zmianie, bo coś z nami nie tak. Bo mamy poczucie niższości, bo jesteśmy słabe, bo mamy osobowość zależną, bo deficyty, bo nie stawiamy granic.
Bzdura.
Nie ma odpornych na ten sposób manipulacji, no chyba że jesteś psychopatą. Jak piszą twórcy teorii, ulegają jej żołnierze w niewoli – twarde chłopy zaprawione w walkach, porwani zakładnicy, więźniowie – cyniczne wytatuowane zakapiory, ludzie w sektach, maltretowane dzieci, kobiety w przemocowych związkach a nawet pracownicy korpo ale, uwaga, tylko kobiety stygmatyzuje się i obwinia. Nazywa się je masochistkami, zaburzonymi histeryczkami, jebniętymi wariatkami, bezwolnymi cipami albo, w najlepszym razie, osobami o słabej wewnętrznej strukturze – bo pomimo, że w grę wchodzi związek uczuciowy i zaangażowanie emocjonalne które dodatkowo utrudnia wyjście z przemocy, nasze uwikłanie w traumatyczną więź ma być wyłącznie naszą winą i naszą odpowiedzialnością.

Negatywne sytuacje pojawiają się początkowo sporadycznie, a spokój i dobra relacja, która po nich następuje powoduje niedowierzanie: czy to aby się naprawdę wydarzyło?
Może przesadzam? Może mi się wydaje? W końcu każdy z nas, myślisz, ma czasem gorsze dni…
Subtelne akty przemocy których doświadczasz kolidują z dobrą oceną związku i partnera, dlatego wprawiają w dezorientację i wywołują poczucie winy – tak jesteśmy skonstruowani my, ludzie z empatią, że nie zakładamy u naszych ukochanych złej woli, staramy się ufać, współpracować i chcemy wziąć odpowiedzialność za kryzysy, za cierpienie bliskiej osoby, za przeszkody z związku, by móc je rozwiązywać i naprawiać – to się nazywa normalność.
Przerywane wzmocnienie – okruszeczki dla mojej dziewczyneczki: narcystyczna zryta głowa najpierw cię łowi i uwodzi, zbudza miłość i pozornie ją odwzajemnia, potem z rozmysłem kreuje w tobie niepewność i strach przed utratą związku, by następnie systematycznie karmić cię epizodami czułości, troski i uwagi, byś bagatelizowała narastające akty dewaluacji, przemocy i kontroli – perfidia, przebiegłość i mistrzostwo manipulacji, tym doskonalsze, że trudne do ubrania w słowa, bo przecież wszystko, naprawdę wszystko wskazuje na to, że „on mnie kocha”. To dlatego trauma bonding sprawia, że nie wiesz, co jest prawdą. Na pytanie, jak tam w waszym związku odpowiadasz: dobrze – i czujesz, że kłamiesz. Albo odpowiadasz: źle – i też wiesz, że kłamiesz.
Sypane w perwersyjnej zabawie okruszki, w połączeniu z oczekiwaniem od ciebie konkretnych zachowań dają ci nadzieję na zmianę i złudne poczucie kontroli i sprawstwa:
jeśli zrobię to czy tamto, będzie dobrze i wróci spokój.
Czy można zatem wyjść z tego kręgu głodu i dosytu? Ciepła i chłodu? Czułości i bezwzględności? Na nasze szczęście tak. Zryte głowy są dobre w wzbudzaniu zaufania, ale słabe w jego utrzymaniu. Przychodzi taki moment i takie sytuacje, że mimo traumatycznej więzi przestajesz oceniać rzeczy na podstawie tego, jakie były w przeszłości i zaczynasz je widzieć takimi jakie są tu i teraz. Przejrzałam na oczy, mówicie wówczas, zobaczyłam jego prawdziwą twarz.
To wtedy nadchodzi czas na staranne zaplanowanie odwrotu. Na szukanie sprzymierzeńców. Na opowiedzenie, nareszcie, sobie i innym prawdziwej historii twojego związku.
Czas ucieczki.
Niestety, szukając pomocy w leczeniu trauma bonding spotkasz profesjonalistów (tu potrzebny byłby cudzysłów) którzy będą ci pierdolić o osobowości zależnej, o deficytach, o twoich predyspozycjach i cechach ofiary, o twoim współuzależnieniu, albo pytać: „co ci dawał ten związek, że nie odeszłaś?” – prawie pół wieku po publikacji Duttona i Paintera a oni wciąż swoje!
Głupcy, nieuki, ignoranci albo po prostu sadyści, którzy, jak twój oprawca, z twojej rzekomej słabości chcą czerpać swoją siłę lub profity, i podsuwają ci rękę z trującymi okruchami – szczerze? Każ im, dziewczyno, jebać się na ryj.